Robiąc to od tzw. "początku" naszej trasy to wybraliśmy się do Iłży (jakieś 140 km od Warszawy), gdzie odbywał się XVI Turniej Rycerski. Cała impreza osadzona było w mocno średniowiecznym klimacie, bowiem zamek powstał około XIII wieku non oficial (tak datują ponoć najstarsze księgi), bo na tablicy upamiętniającej jest data połowy XIV wieku.
Z tego pieknego obiektu nie zostało wiele. I choć trwają prace remontowe,to całości raczej się nie odbuduje, a szkoda. Sama Iłża jest bardzo małym miasteczkiem, w którym szczerze powiedziawszy niewiele jest do zrobienia.
My zamieszkaliśmy w domkach MOSiRu, które swoimi wyglądem i wyposażeniem nie zmieniły się od czasów wyjazdów na takie wiosenne dni, naszych rodziców. Łazienki brak! Sama toaleta i cztery łóżka w pokoju. A, i stół. Jednak sporym atutem jest ... niska cena 25 zł od osoby i Zalew Iłżecki, na którym można popływać kajakiem w sezonie, a poza nim jest to raj dla wędkarzy (w tej wodzie są i szczupaki i karpie i jeszcze jakieś inne gatunki rybek). Dzieciaki znajdą też tam coś dla siebie, jak nie pada. Bo jest tam ładny , chyba niedawno zrobiony plac zabaw.
Minusem jest to, że jest to jedyne miejsce, gdzie może zbierać się ilżecka młodzież. Więc przychodzą tam i procenty wlewają w siebie w .... dużej ilości.
Wracając do turnieju rycerskiego to jest to świetna sprawa dla ludzi w różnym wieku. Na górce był zbudowany obóz rycerski, w którym były liczne nazwałabym to "działy".
Jak widać na załączonych powyżej obrazkach było miejsce każni dla młodych i starszych, było miejsce do wyrabiania naczyń ceramicznych(szkoda,ze nie było gdzie tego wypalić:( ), było miejsce do wróżb z run, był tez skryba, który uczył sredniowiecznego pisma, było miejsce, gdzie wyrabiano dawnym sposobem papier, było palenisko i podpłomyki, było miejsce do walk na miękkie miecze i takie tam.
Poniżej był plac turniejowy, na którym sześciu śmiałków rywalizowało ze sobą. Byłi podzieleni na dwa obozy: krzyżacki i polski. Walczyli ze sobą na kopie, które szły w drzazgi, rywalizowali w odpowiednich dyscyplinach, a na koniec zrekonstruowali walkę z 1413 roku, kiedy to niedobitki krzyżackie zaatakowały Iłżę.
Najweselszym punktem programu nie był błazen, ale ktoś w tym stylu- "Pączek" widoczny na zdjęciu poniżej. tu miał wsadzona do buzi cebulę, którą rycerze musieli strącić.
Całe szczęście krew się nie lała, bo "Pączek" w porę został uratowany przez publiczność:) Dodam,że "Pączek" był wielkiem idolem mojego młodego, który oczywiście połknął bakcyla rycerskiego i teraz każe do siebie mówić mości rycerzu:)
Oprócz atrakcji typowo rycerskich mozna było zobaczyć zwierzęta, które dawnymi czasy służyły do polowania i bynajmniej nie były to psy gończe typu hart
Tę sówkę można było pogłaskać i słuchajcie okazała się ... niezwykle miła w dotyku, jakby cała była zrobiona z puchu. Ci , co mieli kasę do wydania mogli sobie zrobić z nią zdjęcie. My i tak ja mamy uwiecznioną:)
Pózniej wam opiszę kolejne dzieje majówkowe, bo naprawdę nadal jest co opowiadać:))
PS> Wszystkie zdjęcia należą do mnie, więc jakiekolwiek udostępnianie, kopiowanie jest zabronione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz