niedziela, 2 czerwca 2013

ja matka-Anita Lipko /o macierzyństwie i motoryzacji


Anita Lipko jest 44-latką, choć jak sama mówi, na tyle się nie czuje i znając ją muszę przyznać,że nawet na te lata nie wygląda:) Prowadzi wraz z rodzicami firmę wyposażającą wnetrza hoteli, i przychodnię stomatologiczną. Mieszka w Poznaniu, choć pochodzi z jej ukochanego Wrocławia. Decyzję o przeniesieniu do innego miasta podjęła po tym jak miała wypadek motocyklowy i we Wrocławiu nie chcieli jej operować nogi


Jej syn, Mateusz Korobacz, ubiegłoroczny motocyklowy wicemistrz Polski klasy Superstock 600, rocznik '91.


Jak wspominasz czas ciąży?
Anita Lipko:  Ciąża nie była dla mnie łatwym okresem czasu, ponieważ mój mąż był nawigatorem morskim i na kilka miesięcy wypływał w rejs. Przyznam się, że do dzisiaj podziwiam kobiety, które potrafią żyć w taki sposób. Ja jestem bardzo rodzinna i niestety rozstania tak długie bardzo mi nie służyły.
Podczas wizyt u ginekologa nigdy nie chciałam wiedzieć jaka jest płeć dziecka, bo to były czasy, kiedy bardzo często się mylono i nie chciałam się sugerować. Umówiliśmy się z mężem, że imię dla chłopca wymyślam ja, a dla dziewczynki on. I tak chłopiec miał mieć na imię Mateusz Tomasz, a dziewczynka – Natalia Monika.

Czy zastanawiałaś się kim będzie Twoje dziecko? 

Będąc w ciąży nie zastanawiałam się Kim będzie moje dziecko, chciałam tylko, żeby było zdrowe. Do dzisiaj pamiętam dzień 04.07.1991r. – długi i ciężki miałam poród, ale to nieważne, położna dała mi mojego kochanego synka, abym mogła go przytulić. Kiedyś myślałam, że wszystkie małe dzieci są identyczne, a tego dnia wiedziałam, że każda matka pozna swoje dziecko nawet na końcu świata.

Ponieważ z powodu pracy mojego byłego męża większość czasu spędzałam sama z Mateuszem, jeździliśmy wszędzie razem. Pamiętam, że miałam wówczas Fiata 126p i na bagażniku na dachu przypinałam koła od wózka, a gondole z maluszkiem do samochodu i w drogę pokazać mu jak najwięcej. Poważnie, mimo, że był taki malutki, ja chciałam, żeby zobaczył jak najwięcej.
Jak był większy, to wycieczki rowerowe były obowiązkowe. Potem żłobek, przedszkole – niestety musiałam iść do pracy. Ale Mateusz szybko polubił zabawy z dziećmi. Teraz jak tak sobie myślę, to Mateusz nie miał ze mną łatwo, ponieważ zawsze wymyślałam mu jakieś zajęcia. Jak poszedł do szkoły, to zapisywałam go na przeróżne kółka i woziłam go wszędzie, żeby miał szansę wybrać sobie co lubi robić. Grał w koszykówkę, piłkę nożną, skakał na batutach, tańczył najpierw w przyszkolnym klubie, potem polubił taniec i kilka lat tańczył turniejowo – wytańczył klasę B w tańcach standardowych i latynoamerykańskich. 

W między czasie obozy letnie czy zimowe, zawsze takie, aby kończyły się jakimiś uprawnieniami. Snowboard – młodszy instruktor, windsurfing, kite - patenty, nurkowanie – patent nurka, etc ....
W międzyczasie się rozwiodłam, ponieważ z samotnym życiem zupełnie nie dawałam sobie rady. Oczywiście nie był to wówczas łatwy okres w życiu, ale dzisiaj utrzymujemy kontakt.
Co do osiągnięć Mateusza to nie myślcie sobie jednak, że obecne osiągnięcia Mateusza w Mistrzostwach Polski mają początek w moim wypadku motocyklowym, oj nie....

Zatem kto miał wpływ na te pasję Mateusza?
Zamiłowanie do motocykli zasiał w Mateuszu mój obecny (od 12 lat) mąż Łukasz, który pokochał go jak własnego syna. Najpierw to był skuter, ale warunkiem było zakończenie szkoły podstawowej świadectwem z czerwonym paskiem, a tu nie tylko czerwony pasek, ale i srebrna tarcza. Ja dodałam niestety jeszcze jeden warunek – karta motorowerowa. I wszystko było – no i nie było już wymówki.

Kupiliśmy Mateuszowi pierwszy skuter, jeździł nim do szkoły i razem z kolegami. No ale oczywiście musiał przytrafić się pierwszy poważny wypadek. Potrącił Mateusza samochód i „skasował” skuter. Synowi nic się nie stało, ale sprzęt był praktycznie do kasacji. Ponieważ Mateusz zawsze był bardzo mądrym dzieckiem i byliśmy pewni co do jego odpowiedzialności (mimo wieku), bardzo dobrze się uczył postanowiliśmy z Łukaszem zrobić mu mega niespodziankę. Zamówiliśmy w salonie nowy skuter, taki o którym Mateusz marzył. Syn wiedział jedynie, że naprawiamy starego grata :D.
Już teraz dokładnie nie pamiętam, czy to były Mateusza urodziny, ale powiedzieliśmy synowi, że musimy pojechać odebrać w warsztacie jego naprawiony stary skuter, a tam już potajemnie zawieźliśmy ten nowy. Szkoda, że nie mogę przekazać Wam tego szoku małego chłopca, który dowiedział się, że to właśnie jego nowy skuter. Mąż nauczył Mateusza jak dbać o sprzęt, żeby zawsze był niezawodny. Razem go tuningowali, syn wszystkie swoje oszczędności z kieszonkowego czy z prezentów urodzinowych czy imieninowych odkładał na części tuningowe do skutera.
No ale chłopak nam rósł i dziur na drogach pojawiało się coraz więcej, więc Łukasz stwierdził, że musimy ze względów bezpieczeństwa wymienić skuter na pierwszy motocykl Aprilię RS 125. (musicie uwierzyć, że małe kółka w skuterku to wcale nie jest bezpieczne podczas przejazdu przez dziurę w drodze. Ja również jeżdżę motocyklem – naprawdę wiem co mówię.)

Jak wyglądała Twoja praca nad Mateuszem, bo jesteś też jego menedżerem?
Dobre pytanie– ja naprawdę nie wiem, starałam się po prostu być dla niego dobrą a jednak wymagająca matką. Podobno czasami za bardzo, ale dbałam o to, że jak coś zaczynał, to musiał skończyć. Potem pomagał mi w wychowaniu Łukasz i dzisiaj mogę powiedzieć, że mój mąż ma bardzo duży wkład w to Kim jest Mateusz dzisiaj. 
  Każde dziecko potrzebuje obojga rodziców, a mój mąż pojawił się w moim życiu w odpowiednim czasie i uważam, że jest najlepszym ojcem dla mojego syna jakiego mogłam sobie wymarzyć.
Pierwsza przygoda Mateusza na torze to oczywiście mój pomysł... hahaha. Prezent na Dzień Dziecka, bo co można dać dziecku ?– nie lubię bezsensownych prezentów. No i potem to już wszystko się zaczęło. Nie pytaj mnie proszę co potem, bo to jakaś lawina chorobowa, która wciągnęła naszą trójkę. Od tego czasu w większości nasze urlopy to tory wyścigowe Europy i w 4 (razem z mechanikiem Mateusza – Andrzejem) spędzanie czasu w hałasie, pełnej koncentracji, dyscypliny, pełnej mobilizacji, no i oczywiście strachu.


 Wiele osób mnie pyta, czy boję się o syna – tak bardzo się boję, ale wiem, że on wie co robi, jeździ pewnie, sprzęt ma dobrze przygotowany. Nauczyłam się żyć z tym strachem. Podczas treningów i wyścigów, ja jadę na tor i robię zdjęcia. To mi trochę pomaga w opanowaniu stresu, a już na pewno pomaga Mateuszowi, który nie musi patrzeć, że chodzę trochę nerwowa, bo tego nie da się ukryć. Widziałam niestety nie jeden wypadek syna na torze, różnie to wyglądało i kilka razy nie omieszkałam nawet wyzywać sędziów wirażowych na torze, że nie pomagają mu się podnieść, aby jechał dalej. Jest nerwowo, jak stoję na drugim końcu toru i nagle Mateusza już nie ma i nie wiem co się stało. To są trudne chwile, ale wiem, że kocha to ściganie, a ja chcę żeby w życiu mógł robić to co lubi i póki mogę, chcę pomagać i uczestniczyć.
Każdy z naszej trójki ma swoje obowiązki i musi je pogodzić, ale podobno im więcej zajęć tym łatwiej można wszystko ze sobą pogodzić. Tak naprawdę to przede wszystkim dzięki mojemu mężowi Łukaszowi Mateusz ma możliwość rozwijać swoją pasję i ścigać się na torach. Nie ukrywajmy, że bez pieniędzy nie ma miejsca na uprawianie tak drogich sportów.
Nie myślcie jednak, że jest tylko zawodnikiem – NIE. Jest studentem, właśnie kończy sesję i przygotowuje się do egzaminu końcowego – licencjat. Stoi teraz przed wyborem studiów magisterskich.

Wśród tych wszystkich obowiązków, Mateusz przez cały rok znajduje jeszcze czas na trening pod opieką profesjonalnego trenera, przestrzega diety i przygotowuje się do sezonu.
Uważam, że Mateusz zawsze był dojrzalszy od swoich rówieśników, a wszystko przez to, że uczestnikami zajęć dodatkowych, zawsze były osoby o wiele starsze od niego.
Wszystkie decyzje strategiczne podejmowane są wspólnie.
Pewnie, że każda matka chwali swoje dziecko, ale ja jestem bardzo dumna z mojego syna nie tylko jako ze studenta, zawodnika, ale przede wszystkim jako człowieka. To wspaniały młody człowiek.


To teraz informacja dla tych, którzy chcą usłyszeć częśc oficjalna o motocyklowych wyczynach Mateusza.


  Styczność z jednośladami nawiązał po otrzymaniu karty motorowerowej. Umiejętności nabywał na skuterze, który po kontakcie z pijanym kierowcą, zastąpiono motocyklem o pojemności 125cm³. W trosce o bezpieczeństwo zamienił ulicę na tor wyścigowy, gdzie niespodziewanie wyprzedzał motocykle o znacznie większej pojemności i mocy.
Jego potencjał został dostrzeżony przez sześciokrotnego Mistrza Polski w wyścigach motocyklowych, Andrzeja Pawelca, który wraz z Yamaha Motor Polska, zainicjował przygodę Mateusza w świecie wyścigów. Warto zaznaczyć, że dotychczasowe sukcesy nie zostały wypracowane podczas wielogodzinnych treningów, lecz dzięki sercu do rywalizacji i woli walki, które wynagrodziły ograniczony dostęp do toru. Można przypuszczać, że wraz z nabytym w zeszłych sezonach doświadczeniem, Mateusz jeszcze wielokrotnie stanie na najwyższym stopniu podium, a zdobycie tytułów drugiego i pierwszego V-ce Mistrza Polski, będzie preludium do sięgnięcia po najwyższe trofeum.

2009 – II vice Mistrz Polski – Fiat Yamaha Cup
2010 – II vice Mistrz Polski Superstock 600
2011 – I vice Mistrz Polski Superstock 600
2012 – Debiut w klasie Superstock 1000

Od ubiegłego sezonu Mateusz startuje w wyścigach na motocyklu o pojemności 1000 cm3 BMW S100RR reprezentując oficjalnie BMW Motorrad Polska.



Więcej info o dokonaniach Mateusza na jego stronie: www.korobacz.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz