Anita Lipko jest 44-latką, choć jak sama mówi, na tyle się nie czuje i znając ją muszę przyznać,że nawet na te lata nie wygląda:) Prowadzi wraz z rodzicami firmę wyposażającą wnetrza hoteli, i przychodnię stomatologiczną. Mieszka w Poznaniu, choć pochodzi z jej ukochanego Wrocławia. Decyzję o przeniesieniu do innego miasta podjęła po tym jak miała wypadek motocyklowy i we Wrocławiu nie chcieli jej operować nogi
Jej syn, Mateusz Korobacz, ubiegłoroczny motocyklowy wicemistrz Polski klasy Superstock 600, rocznik '91.
Jak wspominasz czas ciąży?
Anita Lipko: Ciąża nie była dla mnie łatwym okresem czasu, ponieważ
mój mąż był nawigatorem morskim i na kilka miesięcy wypływał w
rejs. Przyznam się, że do dzisiaj podziwiam kobiety, które
potrafią żyć w taki sposób. Ja jestem bardzo rodzinna i niestety
rozstania tak długie bardzo mi nie służyły.
Podczas
wizyt u ginekologa nigdy nie chciałam wiedzieć jaka jest płeć
dziecka, bo to były czasy, kiedy bardzo często się mylono i nie
chciałam się sugerować. Umówiliśmy się z mężem, że imię dla
chłopca wymyślam ja, a dla dziewczynki on. I tak chłopiec miał
mieć na imię Mateusz Tomasz, a dziewczynka – Natalia Monika.
Czy zastanawiałaś się kim będzie Twoje dziecko?
Będąc
w ciąży nie zastanawiałam się Kim będzie moje dziecko, chciałam
tylko, żeby było zdrowe. Do dzisiaj pamiętam dzień 04.07.1991r. –
długi i ciężki miałam poród, ale to nieważne, położna dała
mi mojego kochanego synka, abym mogła go przytulić. Kiedyś
myślałam, że wszystkie małe dzieci są identyczne, a tego dnia
wiedziałam, że każda matka pozna swoje dziecko nawet na końcu
świata.
Ponieważ
z powodu pracy mojego byłego męża większość czasu spędzałam
sama z Mateuszem, jeździliśmy wszędzie razem. Pamiętam, że
miałam wówczas Fiata 126p i na bagażniku na dachu przypinałam
koła od wózka, a gondole z maluszkiem do samochodu i w drogę
pokazać mu jak najwięcej. Poważnie, mimo, że był taki malutki,
ja chciałam, żeby zobaczył jak najwięcej.
Jak
był większy, to wycieczki rowerowe były obowiązkowe. Potem
żłobek, przedszkole – niestety musiałam iść do pracy. Ale
Mateusz szybko polubił zabawy z dziećmi. Teraz jak tak sobie myślę,
to Mateusz nie miał ze mną łatwo, ponieważ zawsze wymyślałam mu
jakieś zajęcia. Jak poszedł do szkoły, to zapisywałam go na
przeróżne kółka i woziłam go wszędzie, żeby miał szansę
wybrać sobie co lubi robić. Grał w koszykówkę, piłkę nożną,
skakał na batutach, tańczył najpierw w przyszkolnym klubie, potem
polubił taniec i kilka lat tańczył turniejowo – wytańczył
klasę B w tańcach standardowych i latynoamerykańskich.
W między
czasie obozy letnie czy zimowe, zawsze takie, aby kończyły się
jakimiś uprawnieniami. Snowboard – młodszy instruktor,
windsurfing, kite - patenty, nurkowanie – patent nurka, etc ....
W
międzyczasie się rozwiodłam, ponieważ z samotnym życiem zupełnie
nie dawałam sobie rady. Oczywiście nie był to wówczas łatwy
okres w życiu, ale dzisiaj utrzymujemy kontakt.
Co do osiągnięć Mateusza to nie
myślcie sobie jednak, że obecne osiągnięcia Mateusza w
Mistrzostwach Polski mają początek w moim wypadku motocyklowym, oj
nie....
Zatem kto miał wpływ na te pasję Mateusza?
Zamiłowanie
do motocykli zasiał w Mateuszu mój obecny (od 12 lat) mąż Łukasz,
który pokochał go jak własnego syna. Najpierw to był skuter, ale
warunkiem było zakończenie szkoły podstawowej świadectwem z
czerwonym paskiem, a tu nie tylko czerwony pasek, ale i srebrna
tarcza. Ja dodałam niestety jeszcze jeden warunek – karta
motorowerowa. I wszystko było – no i nie było już wymówki.
Kupiliśmy
Mateuszowi pierwszy skuter, jeździł nim do szkoły i razem z
kolegami. No ale oczywiście musiał przytrafić się pierwszy
poważny wypadek. Potrącił Mateusza samochód i „skasował”
skuter. Synowi nic się nie stało, ale sprzęt był praktycznie do
kasacji. Ponieważ Mateusz zawsze był bardzo mądrym dzieckiem i
byliśmy pewni co do jego odpowiedzialności (mimo wieku), bardzo
dobrze się uczył postanowiliśmy z Łukaszem zrobić mu mega
niespodziankę. Zamówiliśmy w salonie nowy skuter, taki o którym
Mateusz marzył. Syn wiedział jedynie, że naprawiamy starego grata
:D.
Już
teraz dokładnie nie pamiętam, czy to były Mateusza urodziny, ale
powiedzieliśmy synowi, że musimy pojechać odebrać w warsztacie
jego naprawiony stary skuter, a tam już potajemnie zawieźliśmy ten
nowy. Szkoda, że nie mogę przekazać Wam tego szoku małego
chłopca, który dowiedział się, że to właśnie jego nowy skuter.
Mąż nauczył Mateusza jak dbać o sprzęt, żeby zawsze był
niezawodny. Razem go tuningowali, syn wszystkie swoje oszczędności
z kieszonkowego czy z prezentów urodzinowych czy imieninowych
odkładał na części tuningowe do skutera.
No
ale chłopak nam rósł i dziur na drogach pojawiało się coraz
więcej, więc Łukasz stwierdził, że musimy ze względów
bezpieczeństwa wymienić skuter na pierwszy motocykl Aprilię RS
125. (musicie uwierzyć, że małe kółka w skuterku to wcale nie
jest bezpieczne podczas przejazdu przez dziurę w drodze. Ja również
jeżdżę motocyklem – naprawdę wiem co mówię.)
Jak wyglądała Twoja praca nad Mateuszem, bo jesteś też jego menedżerem?
Dobre
pytanie– ja
naprawdę nie wiem, starałam się po prostu być dla niego dobrą a jednak wymagająca matką. Podobno czasami za bardzo, ale dbałam o
to, że jak coś zaczynał, to musiał skończyć. Potem pomagał mi
w wychowaniu Łukasz i dzisiaj mogę powiedzieć, że mój mąż ma
bardzo duży wkład w to Kim jest Mateusz dzisiaj.
Każde dziecko
potrzebuje obojga rodziców, a mój mąż pojawił się w moim życiu
w odpowiednim czasie i uważam, że jest najlepszym ojcem dla mojego
syna jakiego mogłam sobie wymarzyć.
Pierwsza
przygoda Mateusza na torze to oczywiście mój pomysł... hahaha.
Prezent na Dzień Dziecka, bo co można dać dziecku ?– nie lubię
bezsensownych prezentów. No i potem to już wszystko się zaczęło.
Nie pytaj mnie proszę co potem, bo to jakaś lawina chorobowa, która
wciągnęła naszą trójkę. Od tego czasu w większości nasze
urlopy to tory wyścigowe Europy i w 4 (razem z mechanikiem Mateusza
– Andrzejem) spędzanie czasu w hałasie, pełnej koncentracji,
dyscypliny, pełnej mobilizacji, no i oczywiście strachu.
Wiele
osób mnie pyta, czy boję się o syna – tak bardzo się boję, ale
wiem, że on wie co robi, jeździ pewnie, sprzęt ma dobrze
przygotowany. Nauczyłam się żyć z tym strachem. Podczas treningów
i wyścigów, ja jadę na tor i robię zdjęcia. To mi trochę pomaga
w opanowaniu stresu, a już na pewno pomaga Mateuszowi, który nie
musi patrzeć, że chodzę trochę nerwowa, bo tego nie da się
ukryć. Widziałam niestety nie jeden wypadek syna na torze, różnie
to wyglądało i kilka razy nie omieszkałam nawet wyzywać sędziów
wirażowych na torze, że nie pomagają mu się podnieść, aby
jechał dalej. Jest nerwowo, jak stoję na drugim końcu toru i nagle
Mateusza już nie ma i nie wiem co się stało. To są trudne chwile,
ale wiem, że kocha to ściganie, a ja chcę żeby w życiu mógł
robić to co lubi i póki mogę, chcę pomagać i uczestniczyć.
Każdy
z naszej trójki ma swoje obowiązki i musi je pogodzić, ale podobno
im więcej zajęć tym łatwiej można wszystko ze sobą pogodzić.
Tak naprawdę to przede wszystkim dzięki mojemu mężowi Łukaszowi
Mateusz ma możliwość rozwijać swoją pasję i ścigać się na
torach. Nie ukrywajmy, że bez pieniędzy nie ma miejsca na
uprawianie tak drogich sportów.
Nie
myślcie jednak, że jest tylko zawodnikiem – NIE. Jest studentem,
właśnie kończy sesję i przygotowuje się do egzaminu końcowego –
licencjat. Stoi teraz przed wyborem studiów magisterskich.
Wśród tych wszystkich obowiązków, Mateusz przez cały rok znajduje
jeszcze czas na trening pod opieką profesjonalnego trenera,
przestrzega diety i przygotowuje się do sezonu.
Uważam,
że Mateusz zawsze był dojrzalszy od swoich rówieśników, a
wszystko przez to, że uczestnikami zajęć dodatkowych, zawsze były
osoby o wiele starsze od niego.
Wszystkie
decyzje strategiczne podejmowane są wspólnie.
Pewnie,
że każda matka chwali swoje dziecko, ale ja jestem bardzo dumna z
mojego syna nie tylko jako ze studenta, zawodnika, ale przede
wszystkim jako człowieka. To wspaniały młody człowiek.
To teraz informacja dla tych, którzy chcą usłyszeć częśc oficjalna o motocyklowych wyczynach Mateusza.
Styczność z
jednośladami nawiązał po otrzymaniu karty motorowerowej.
Umiejętności nabywał na skuterze, który po kontakcie z pijanym
kierowcą, zastąpiono motocyklem o pojemności 125cm³. W trosce o
bezpieczeństwo zamienił ulicę na tor wyścigowy, gdzie
niespodziewanie wyprzedzał motocykle o znacznie większej pojemności
i mocy.
Jego potencjał
został dostrzeżony przez sześciokrotnego Mistrza Polski w
wyścigach motocyklowych, Andrzeja Pawelca, który wraz z Yamaha
Motor Polska, zainicjował przygodę Mateusza w świecie wyścigów.
Warto zaznaczyć, że dotychczasowe sukcesy nie zostały wypracowane
podczas wielogodzinnych treningów, lecz dzięki sercu do rywalizacji
i woli walki, które wynagrodziły ograniczony dostęp do toru. Można
przypuszczać, że wraz z nabytym w zeszłych sezonach
doświadczeniem, Mateusz jeszcze wielokrotnie stanie na najwyższym
stopniu podium, a zdobycie tytułów drugiego i pierwszego V-ce
Mistrza Polski, będzie preludium do sięgnięcia po najwyższe
trofeum.
2009 – II vice
Mistrz Polski – Fiat Yamaha Cup
2010 – II vice
Mistrz Polski Superstock 600
2011 – I vice
Mistrz Polski Superstock 600
2012 – Debiut w
klasie Superstock 1000
Od ubiegłego sezonu
Mateusz startuje w wyścigach na motocyklu o pojemności 1000 cm3 BMW
S100RR reprezentując oficjalnie BMW Motorrad Polska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz