Alfred Hitchcock kiedyś powiedział: Film to życie, z którego wymazano plamy nudy.
No właśnie, a ja pewnie jak wielu/wiele z was z premedytacją żyłam tym, co widziałam w filmie.W końcu odpowiadając tak szczerze: Ile z nas kobiet żyje tymi Bradami Pittami, Danielami Craigami, Seana Connerry'ami ( to do starszego może nieco pokolenia, ale mi się on podoba, jest jak wino :) ), czy kim tam wolicie. Czy nie zdarzyło się wam marzyć o tych historiach, które zdarzyły się , np. w Madisson County ( tutaj amerykański trailer z przed dziesiątek lat: http://www.youtube.com/watch?v=3bClztu2xao ) albo chociaż w Pretty Woman, albo gdziekolwiek indziej? Większość filmów, tych z serii " komedia romantyczna", opowiada właśnie o historiach tak nieprawdopodobnych, które być może kiedyś się zdarzyły, a być może zostały tylko wymyślone w głowie scenarzysty- kto wie?!!Ale po takim czy innym filmie, gdzie są piękni aktorzy, patrzymy na tego kto jest obok nas i myślimy: nie gotuje, albo nie mówi codziennie kocham cię, nie rzuca wszystkiego na moje zawołanie, nie jest bogaczem, nie przynosi śniadania do łózka, i tak mogłabym wymieniać. I wtedy następuje taka konsternacja, no tak- TO NIE TEN!!!! i bach, koniec wszystkiego, bo przecież lepiej nie będzie. Bo przecież musi się coś dziać, jak w rollercoasterze. Tak miałam ja. Byłam uzależniona od emocji jak od narkotyku. Nieważne jakie, byle były silne.
U mężczyzn potrafiłam narzekać, że ma nieodpowiednie skarpetki, że mówi "wziąść" a nie "wziąć", że źle postawi przecinek, kropkę, źle odmieni słowo....
Miałam świadomość, że jestem lepsza od wielu mężczyzn: niezależna finansowo, mentalnie, atrakcyjna.. Chciałam być księżniczką, ale nigdy nawet nie pozwoliłam wielu mężczyznom być książętami, nawet ich własnymi. Pokazywałam, że są tylko stajennymi. Bo przecież gdzieś czekał na mnie ten jedyny na białym koniu, co mi da odpowiednia dawkę emocji.
Żyłam tak długo, przez to wchodziłam w kolejne głupie związki, które miały choć namiastkę mojego wyobrażenia miłości. Tak zostałam singielką z dzieckiem. I nadal nic nie wiedziałam o życiu.
Dużo dało mi jak przyjaciel po wspólnym obejrzeniu teledysku Rihanny :We found love ( http://www.youtube.com/watch?v=tg00YEETFzg ) powiedział, ze to jest chory układ, ten jaki był przedstawiony w klipie. A ja na to: ale jak to, ja tak zawsze miałam.!!! Uppppppssss!!!! Więc co trzeba było zrobić? Żyć odwrotnie, bo skoro poprzednie nastawienie nie przyniosło niczego dobrego, to może coś pomoże. I zaczęłam od nauki samej siebie NUDY!!! Pozwoliłam sobie samej na nudę, na to by powiedzieć,ze u mnie nie słychać nic nowego. Bo przecież normalni ludzie tak mają:)))Ponoć:)) Pozwoliłam sobie zaakceptować,ze NIE MA IDEAŁU!!! I wtedy przyszedł ten MÓJ-znany nieznany, nieidealny;) I pozwoliłam sobie słuchać go, nie zmieniać na siłę. Bo jak się okazało, może być fajnie jak ktoś nie jest wierną kopią nas samych, że jest sobą:) I okazało się,że ja tez nie jestem idealna, i ze nigdy nią będę.Dziwne nie?:)
Z tym MOIM też czasem się nudzę.... leżąc obok siebie:) i co, czekałam na to prawie 32 lata. Rychło w czas, ale zawsze:)
Dziś wszędzie czytam , słyszę o singlach. Kochani, kto tak naprawdę chce być sam? Przecież to tylko ładniejsze słowo na określenie osoby nie mającej partnera/partnerki, i funkcjonuje tylko w dużych i wielkich miastach, na wsi i małym miasteczku raczej bym była w moim wieku starą panną z dzieckiem, jeszcze chwilę temu, teraz jestem konkubiną z dzieckiem. To wszystko to tylko kwestia nazewnictwa, prawda jest w nas samych :)) Miłego wieczoru:)
PS. Samotność oswojona raz że mniej boli, dwa często sprawia niezłe niespodzianki:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz