środa, 6 marca 2013

ja mama- Natalia Sokołowska

Ta kobieta na zdjęciu to właśnie wymieniona przeze mnie Natalia Sokołowska- koleżanka, matka, kobieta, maratończyk i zdobywca Kilimandżaro. Dlaczego chcę wam przybliżyć jej osobę, bo życie jak to się mówi pisze najlepsze scenariusze. Oto jeden z nich. Wyjechała z mężem do Dublina, ale to nie on stoi teraz przy jej boku i boku jej synka.Nie on jest dla niej wsparciem. Ale dzięki temu mogła znaleźć.... siebie.

Poznajcie Natalię:)

Natalia jakbyś opisała siebie i swojego synka w kilku zdaniach?
Natalia: Mam 33 lata, pracuję w międzynarodowej korporacji świadczącej usługi logistyczne. Bardzo lubię swoją pracę. Lubię to czym się zajmuję, ale również cenię sobie to, że po pracy mogę się zupełnie wyłączyć i poświecić czas moim pasjom: bieganiu, boksowaniu, spotykaniu z przyjaciółkami na kawie. Interesuje mnie wiele rzeczy: podróże, sztuka, psycholingwistyka, języki obce, lekkoatletyka...
Mój syn ma 9 lat. Jest bardzo zdolnym chłopcem. Uwielbia matematykę i klocki Lego.


Czy jesteś spełniona kobietą?
Mam nadzieję, że NIE jestem kobietą spełnioną  Takie określenie mnie wręcz przeraża. Bo jak to? Czy to już koniec moich wyzwań,  marzeń  Czy już wszystko, co chciałam dokonać zostało dokonane? Zdecydowanie nie! Mam całą listę miejsc które chce zwiedzić i pokazać synowi, masę rzeczy które chce zrobić .. Dlatego nie, nie jestem kobietą spełnioną, ale zdecydowanie jestem kobietą spełniającą się. Pracuję nad tym by u schyłku życia móc powiedzieć: jestem kobieta spełnioną. Ale mam nadzieję, że będzie to dopiero za jakieś 50 lat :)

Mieszkasz teraz poza granicami Polski. Jak wyglądało Twoje życie po wyjeździe? 
Wyjechałam z Polski do Irlandii już prawie 10 lat temu z mężem i malutkim dzieckiem. Niestety nasz związek się tu rozpadł  Od kilku dobrych lat jestem związana z nowym mężczyzną, z którym jestem bardzo szczęśliwa  
  Kołowrotek typowy dla pierwszych lat bycia razem mamy już za nami. I choć z pozoru prawie wszystko o sobie wiemy, to jednak cały czas się siebie uczymy. Dorastaliśmy w dwóch rożnych światach - ja w komunistycznej Polsce, on w Stanach Zjednoczonych. W związku z tym -wiele nas rożni. Mamy jednak bardzo zbliżone poglądy na życie w tych najbardziej fundamentalnych kwestiach. Wiec wszystko inne jest moim zdaniem do pogodzenia, bo oboje wiemy że idziemy w tym samym kierunku. Mamy wspólne pasje, które sobie niejako daliśmy w darze. Michael zaraził mnie miłością do biegania, ja jego do podroży  Co bardzo znamienne, jesteśmy świadomi, ze nawzajem ubogacamy nasze życie i to jest niesamowite.

Czy pamiętasz swoje pierwsze kroki w Irlandii? Czy był przy tobie ktoś , kto ci pomagał? 
Tak, wiele ludzi mi tu pomogło  Para przyjaciół pomogła stawiać pierwsze kroki na emigracji, wiele tez mi pomógł mój pierwszy pracodawca. Jako ojciec czwórki synów wiedział, ze nie jest łatwo rozpoczynać normalne życie z małym dzieckiem.Zwłaszcza  jeśli się z Polski przywiozło zaledwie 30 kg bagażu  
  Choć było to wiele lat temu do tej pory rozczulam się na myśl,  że w pierwszym dniu mojej pracy odwiózł mnie do domu podrzucając przy okazji zabawki dla mojego syna, krzesełko,  łóżeczko,  jakieś ubrania... Niby drobny gest, ale zdecydowanie dodało mi to energii i wiary, że będziemy w stanie szybko stanąć na tej obczyźnie na nogi, bo mamy wokół siebie dobrych ludzi. W związku z tym, że nie miałam tu rodziny, do której tak często możemy się zwrócić mieszkając w kraju, pomoc przyjaciół była czymś bardzo ważnym  Bez nich nie udałoby mi się tu zrobić studiów podyplomowych, czy choćby załatwić szeregu trywialnych spraw jak podjechanie do sklepu po pieluchy, gdy syn był chory... Ich pomoc była szczególnie ważna kiedy mój syn był mały i było to zanim poznałam Michaela. Teraz czuje, że zdecydowanie mocniej stąpam po ziemi.

Czy na miejscu są jakieś instytucje, które pomagają emigrantom stać na tych nogach bardziej stabilnie? 
Całe szczęście nie byłam nigdy w sytuacji by musieć z nich korzystać  Mając normalną pracę na cały etat, zarabiając  w okolicy średniej krajowej można sobie poradzić  Jedyne, co dostaje od państwa to zasiłek na dziecko, który jest przyznawany każdemu dziecku. W tej chwili wynosi on 130 euro miesięcznie  Koszt utrzymania dziecka jest dość wysoki. Przedszkole dla mojego syna kosztowało mnie miesięcznie 1000 euro, co było dla mnie oczywiście  znacznym wydatkiem. W tej chwili jednak mój syn chodzi do szkoły więc płacę tylko za opiekę po szkole , która jest znacznie tańsza.
- Jak twój syn się odnalazł  w nowej ojczyźnie?
Ciężko mi mówić jak się mój syn odnalazł w nowej ojczyźnie, gdyż miał niecały rok kiedy opuściliśmy Polskę. Bardziej martwiłabym się o niego gdybyśmy z jakichś względów postanowili wrócić do Polski.
    W szkole jest jedynym Polskim dzieckiem, ale uważam że jest w stu procentach zaaklimatyzowany.
   Niedawno wypełniałam dokumenty do tutejszego spisu powszechnego i w przypadku mojego syna instrukcja mówiła, żeby nie uwzględniać w historii zamieszkania krajów, w których się mieszkało mniej niż rok. Zatem w jego przypadku musiałam zaznaczyć, że mieszkał tylko w Irlandii! Całe życie  To chyba ostatecznie mi uświadomiło ze on jest już 'stąd'. Mówi w dwóch językach. Nie miał problemow z angielskim, choć dość długo w ogóle nie mówił  A gdy już zaczął, około dwóch i pół roku, to od razu w dwóch językach. Co zresztą mu pomogło rozwinąć talent językowy i jest jednym z uczniów, którzy najlepiej w szkole radzą sobie z nauka trudnego do okiełznania języka irlandzkiego. Bardzo jestem z tego powodu dumna. Musze w tej chwili kłaść większy nacisk by nie zapomniał języka polskiego.
- A jak się odnalazł w nowej sytuacji rodzinnej? 
Oczywiście nie ma łatwych rozwiązań, kiedy mówimy o rozwodzie rodziców  Niemniej myślę  że udało nam się stworzyć komfortowe warunki pozwalające na zaakceptowanie zmiany. Dużym plusem jest fakt, że zmiany dokonały się w jego życiu, gdy był  jeszcze bardzo mały i właściwie sytuacja w jakiej znajduje się teraz jest jedyna jaka zna i pamięta.

Masz wiele pasji, o których mówiłaś . Skąd  w tym wszystkim wziął pomysł  wejścia na Kilimandżaro? 
Od kiedy zaczęłam brać udział w rożnych sportowych imprezach bardzo zafascynowało mnie to, że biorąc udział na przykład w maratonie uczestnicy zbierają pieniądze na jakiś dobry cel. Było to dla mnie czymś zupełnie nowym. Polega to na tym, że dana osoba kontaktuje się z organizacją charytatywną i deklaruje chęć zbierania dla nich funduszy. Jest to bardzo popularne.  I nie chodzi o uruchamianie jakiejś potężnej machiny fund-raisingowej. Wystarczy ze się upiecze parę ciast, które w pracy kupią współpracownicy, zbierze trochę grosza po znajomych, urządzi imprezę pod tytułem 'robimy naleśniki  i sprzedaje znajomym bilety 'za wstęp . Zawsze udało mi się zebrać kilkaset euro w taki sposób, co naprawdę dodawało mi skrzydeł w wyścigach  Jedna z organizacji charytatywnych pomagająca ludziom bezdomnym zasugerowała mi ze może chciałabym wejść na Kilimanjaro i przy okazji zebrać dla nich pieniądze. Udało mi się uzbierać dla nich prawie 4500 euro. Uderzyłam do firm, ale głównie prosiłam znajomych o datki. Jak widać uzbierała się z tego poważna kwota.
Jak wyglądały przygotowania do tej eskapady? 
Na wejście na Kilimanjaro ciężko się przygotować  Oczywiście trzeba być w dobrej formie fizycznej zatem dużo biegałam, ćwiczyłam w klubie bokserskim, jeździłam rowerem. Weszłam też na kilka gór w Irlandii. Jednak zawsze największą tajemnicą jest jak nasze ciało zachowa się na wysokości  Tego nie da się specjalnie przewidzieć  Trzeba po prostu założyć ze wszystko będzie dobrze i spróbować. W naszej grupie był lekarz, który monitorował nasz stan zdrowia (choć sam się dość rozchorował). AMS czyli choroba wysokościowa dotyka właściwie każdego kto wchodzi powyżej 3500 m, jednak można ja odczuwać w bardzo różnym stopniu - od bólu głowy po poważne dolegliwości na które jedynym ratunkiem jest tylko szybkie zejście na bezpieczną wysokość  W moim przypadku nie było ani bardzo źle ani bardzo dobrze. Ostatnie etapy były bardzo ciężkie. Dokuczał ból głowy, krwawienie z nosa, miałam problemy z oddychaniem z powodu przerzedzonego tlenu... Niemniej widok wschodzącego słońca na dachu Afryki był wart trudu wspinaczki. Ważne było zapanowanie nad swoimi emocjami, niedopuszczenie możliwości dania za wygrana. Pomogło mi w tym doświadczenie zdobyte w wyścigach biegowych. Wiedziałam ze ten ból się kiedyś skończy  Wchodząc ostatnie godziny przed szczytem kiedy kręciło mi się w głowie z odwodnienia tak bardzo, że wolałam iść na czworaka niż co chwila potykać się o głazy. Myslalam o moim synu, że opowiem mu jaką wspaniała przygodę przeżyłam.Myslalam o tym jaka będę z siebie dumna jeśli mi się uda wejść na sam szczyt...
związku z tym, że wyjazd był organizowany przez organizację charytatywną koszt był nieco niższy. Niemniej, właściwie w całości większości zapłaciłam za ten wyjazd z własnych środków. Jest to oczywiście droższa impreza niż wczasy w Portugalii, lecz bardzo zależało mi na tym wyjeździe zatem i pieniądze się znalazły.
Czego bałaś się najbardziej?
Dość bezpodstawnie założyłam, że z pewnością choroba wysokościową mnie nie dotknie. Myślałam, że ciesząc się dobrą kondycja dam rade jednak AMS dotyka ludzi niezależnie od ich formy. Zatem nie bałam się tego co okazało się najtrudniejszym elementem wyprawy. Za to bałam się zimna, bo nie znoszę marznąć i szczurów  Cale szczęście szczurów żadnych nie widziałam a z zimnem jakoś sobie poradziłam  Choć na następną wyprawę może zamiast jednej termo koszulki założę dwie? :)

Czym było dla Ciebie Kilimanjaro?
Było czymś więcej niż się spodziewałam  Oczywiście wielka przygoda, wielka satysfakcja, ale również przeżycie dotykające wielu moich sfer. Wróciłam z tej wyprawy jako kobieta silniejsza, odważniejsza  Minęło od powrotu wiele tygodni a ja nadal odczuwam ten wielki pokład pozytywnej energii drzemiący w każdej mojej komórce  Uodporniłam się na narzekający tłum, na pesymizm... Uświadomiłam sobie, że nawet w kraju pogrążonym po uszy w recesji żyjemy na daleko wyższym poziomie niż towarzyszący mojej wyprawie Tanzanijczycy. Są to oczywiście dość banalne spostrzeżenia niemniej warto od czasu do czasu trochę otrząsnąć się z kurzu którym obrastamy żyjąc codziennym, wygodnym życiem. Taka wyprawa zdecydowanie w tym pomaga. Jako matka odkryłam,  że nie muszę rezygnować z takich wyzwań tylko dlatego że mam dziecko. Tak często widzę jak macierzyństwo przysłania kobietom perspektywy. To nie tak! Mój syn jest ze mnie niezmiernie dumny. Niezliczoną ilość razy oglądaliśmy moje zdjęcia z Afryki a ja nieznudzenie odpowiadam na pytania: 'To ile małp widziałaś mamo? Dlaczego ten kameleon na zdjęciu jest zielony skoro siedział na brązowym kamieniu? Czy ja tez kiedyś wejdę na taka wysoką gorę? Czy wejdziesz ze mną, mamo?' Ach, i okazało się ze można przeżyć 7 dni bez prysznica i co więcej - codziennego mycia głowy!

Jakie masz plany na przyszłość?
Z cala pewnością chętnie wyruszyłabym zdobyć pierwszą bazę Mount Everest, ale to długa wyprawa i nie chce zostawić na tak długo mojego syna. Zatem oczywiście pojadę tam ale jeszcze nie teraz. Planuję jednak w przyszłym roku wyruszyć z moimi chłopakami na trek Wielkim Kanionem a następnie wejść na Machu Picchu.



Wielkie dzięki Natalii za te słowa:) chcieć to móc. ja póki, co z tym brzuchem się nie mogę wspinać na taaakie góry,ale kiedys napewno to zrobię, moze pod okiem fachowca na jakiego wyrasta Natalia:))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz