No właśnie , na wszystko jest czas. Tylko jak zadać sobie tyle trudu by odróznić jeden czas od drugiego?
Skad wiedzieć, to wszystko? Może czas zacząć od czasu AKCEPTACJI?
Moje obecne JA, potrzebuje akceptacji ciała, które zmienia się pod wpływem hormonów, które tyje, puchnie, nabrzmiewa, nie do końca jest moje, chociaż jest w moim ciele. Wiem, że została uruchomiona fabryka, która jest jedną z najbardziej naoliwionych we wszechświecie, która da M1 dla mojej małej, która da jej wikt, która da jej odpływ ....moczowy:) Która wyda ją na świat, i która ją nakarmi jak już będzie poza dotychczasowym mieszkaniem. To wszystko wiem, ale przecież rozum nie zawsze idzie w parze z uczuciami, wrażeniami.... Jestem cięższa, w taką słoneczną pogodę jak dziś, gorzej mi się oddycha, sszybciej się męczę. No tak jest i właśnie muszę to zaakceptować...
Moje wcześniejsze JA, zanim dotarło do obecnego, było karne, obwiniające się, nieakceptujęce swojej odmienności, a może normalności? Myślenia głębiej, mocnej, bez zwyczajowego umpa, umpa, wszystkich plotek dokoła, wszystkich narzekań polskich, światowych, zwykłych,obecnych w radiu, telewizji, prasie. W świecie damsko-męskim byłam jak ta, o której śpiewała nigdyś Agnieszka Chylińska
Zwłaszcza w zdaniu: Bo kiedy w koncu staję się zbyt ludzka niz byś tego chciał, wtedy oto widzisz ,że jesteś tak jak ja.....
Rak, nie-mój, koleżeński. On spowodował, że moja znajoma myślała,ze po chemii wróci do normalnego życia, do działania, normalnej pracy twórczej. Ciało jednak mówi jej : NIE. Robi co może i wygrywa ze złym myśleniem,ale jak psyche nie da rady , gdzie będzie fizys?
Życie matek-niematek, bo tych niezadowolonych. Ciężko mówić o czasie akceptacji tym, które nic chcą tego, które dzieci traktują jak wrzód nie na d....e, ale na całym życiu. Jestem w trakcie czytania "Dziennika znalezionego w piekarniku" Marka Susdorfa. Bohaterka jest matką, ma męża od pół roku i jak dla mnie na wszystko nadmiernie narzeka,ze dziecko je, że dziecko jest śpiące,że nie ma czasu dla siebie, ze jej ciało jest już nieatrakcyjne, sflaczałe, cellulitowe,że wszystko nie tak i tak dalej. To wszystko przypomina mi takie błędne koło. Niezadowolona matka, to nieszczęśliwe dziecko. Im bardziej matka narzeka, tym dziecko bardziej hałaśliwe. Im matka mniej zadowolna ze swojego ciała tym dziecko, mąż, partner nie będzie jej szanował, skoro ona sama nie ma dla siebie szacunku, etc. Nie chodzi mi tu o matki-celebrytki-hurraoptymistki. Chodzi mi o zwykłe matki mężatki i te samotne. Wszystko zależy od nas samych. Nie musimy wcale zostawać w domu, nie realizować się, marudzić jak wstrętne kwoki. Wystarczy czasem tylko odrobina akceptacji sytuacji, by nagle wszystko mogło się odmienić.Czego życzę niedowiarkom i tym zrzędliwym:)
PS. Ponoć w "Dzienniku ..." chodzi o język patriarachatu. Doczytam do końca, to sięlepiej wypowiem:)
Miłej nocy i jutrzejszego Dnia Dziecka:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz