Do tej pory wydawało mi się, że wiem naprawdę sporo na temat siebie, swojego życia, swojej przyszłości. Wiedziałam, że chcę mieć dzieci, najlepiej trójkę. Wiedziałam, że sama potrafię o siebie zadbać, w końcu przez kilka lat sama wychowywałam synka i wiedziałam, że chcieć to móc. Nie musiałam z nikim konsultować swoich decyzji, bo przecież ja wiedziałam, co jest dobre dla mnie i mojego dziecka. Jednak teraz kiedy nie jestem sama, za chwilę urodzi się kolejna pociecha, pojawił się w mojej głowie problem: kto utrzyma rodzinę?????!!!! Jak to powinno być, kiedy jest w domu mężczyzna-tata i kobieta-mama? Na kim spoczywa obowiązek finansowy w trakcie trwania czasu tzw. rekonwalescencji po po porodzie? Ile to trwa? Jak to się rozkłada? Podejść stereotypowo czy isć z duchem czasu, ale wbrew sobie?? Dzielić wszystko po połowie, złotówka do złotówki? Czy jakoś inaczej "waży się" te pieniądze?
Przyjrzyjmy sie temu. Kobieta zachodzi w ciążę. Pojawia się wspólne dziecko połączone z komórki jajowej i pleminika,czyli jest dwoje zbrodniarzy tego cudu. Kobieta znosi ten stan lepiej lu gorzej. Mężczyzna może włączać się w to poprzez pomoc w domu, pomoc kobiecie, zwłaszcza już zaawansowanej ciąży. Wszystko jest ok w momemncie ,kiedy kobieta jest na zwolnieniu (L4) i ma 80 proc. swoich zarobków co miesiąc na koncie. A co, kiedy kobieta nie ma pracy? Nie ma jak się zatrudnić, bo kto zatrudni kobietę w ciąży? Przecież to dla pracodawcy same obCIĄŻenia.... :( No, ale czasem trafi się jakieś zleconko i mała, bo mała kaska,ale wpadnie.
A co zrobić, kiedy kobieta urodzi dziecko? Kiedy przez conajmniej trzy miesiące nie ma mozliwości zarobkowania, bo przecież dziecko potrzebuje mamy w tym czasie jak nikogo innego na swiecie... Czy mam prawo być utrzymanką swojego mężczyzny? Czy powinno to wynikać z naturalnego biegu rzeczy,w końcu to wspólne dziecko. ?.. A moze mężczyzna powinien nam pożyczać pieniądze i my im powinniśmy oddać je jak juz wrócimy do pracy?
A skoro on nas utrzymuje to czy mamy obowiązek być tylko z dzieckiem i nie narzekać? Czy jak wrócimy do pracy to mamy podzielić wszystkie obowiązki po równo: "na pół" wstawanie w nocy, zabawa z dzieckiem , spacery, przewijanie, interesowanie się szczepionkami, profilaktyka chorób, zakupy, gotowanie, pranie, prasowanie, sprzątanie, kariera zawodowa, ewentualnie studia, etc.
A jeżeli mężczyzna zarabia więcej, a kobieta mniej? Jak podzielić to finansowo? Czy wszystkie rachunki na pół, a reszta d własnej kieszeni? No tak, to mężczyzna będzie miał więcej w tej kieszeni, a kobietę będzie stać jedynie na rachunki i dziecko. A przecież wiadomo,ze kobieta potrzebuje pójśc do fryzjera, kosmetyczki, na jakąs rundę po sklepie z ciuchami, choć raz na dwa miesiące (to takie minimum), z czego ma na to wziąć pieniądze? Albo kolacje na mieście, wyjscia do kina, teatru, muzeum, na basen, gdziekolwiek... Kto za to płaci? Też po połowie skoro już oboje pracują ( nieważne ze jest dysproporcja finansową?) ?
Kiedyś wydawało mi się to prostsze. Zawsze mężzczyzna płacił za randki, przystawiał krzesło przy stoliku, realizował małe marzenia chcąc sprawić radość ot tak, bo lubi, zapraszał do kina i za nie płacił.... A ja mogłam być w tym wszystkim niezależna, bo zarabiałam swoje pieniądze i gdyby okazał się takim nazwijmy to"słabym" kolesiem, który zaprasza a wymaga płacenia po połowie, to bym zapłaciła za siebie i więcej się nie umówiła. Może to paradoks, ze chcę być wyemancypowana jednocześnie mając stereotypowe podejście do rodziny i małżeństwa, ale tak jest. I albo ktoś to akceptuje albo nie....
Czym zupełnie innym jest sytuacja, kiedy mężczyzna nie może znależć pracy, ma jakieś problemy zdrowotne, w ogóle jakiekolwiek przeciewskazania, to wtedy kobieta ma dwa wyjścia: zostawić go, albo wspomóc w imię małżeństwa, związku, czegokolwiek innego (np. przywiązania, przyjażni.. ). Ale wtedy i tak bym wierzyła, ze jak ten mężczyzna wróci do zdrowia to znowu będę mogła byc rozpieszczaną księżniczką z duszą feministki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz